Nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że na filmie akcji można zaziewać się się niemal do nieprzytomności. Czyli wychodzi na to, że jestem człowiekiem małej wiary. Druga część adventures of Lara Croft wbiła mnie w fotel - w celu wygodnego umosczenia się do słodkiego spanka. Owszem, Angelina jest wciąż i wciąż szatańsko fotogeniczna. Poza tym doklejono jej znacznie atrakcyjniejszego partnera, niż mdły Alex West. I co z tego, skoro z ekranu wieje taką nudą, że widz marznie do szpiku kości i szuka na gwałt poduszki, na której mógłby wygodnie złożyć głowę. Ja nie znalazłam i wyszłam z kina z obolałym ciemieniem.